Chamberlain Diane - W cieniu, - NOWE od innych

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Tytuł oryginałuTHE SHADOW WIFECopyright © 2002 by Diane ChamberlainAll rights reservedProjekt seriiOlga ReszelskaOpracowanie graficzne okładkiAgencja Interaktywna Studio Kreacjiwww.studio-kreacji.plZdjęcie na okładce© Masterfile/East NewsRedaktor prowadzącyKatarzyna RudzkaRedakcjaLucyna ŁuczyńskaKorektaSylwia Kozak-ŚmiechISBN 978-83-8097-723-5Warszawa 2016WydawcaPrószyński Media Sp. z o.o.02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28www.proszynski.plMojemu kochanemu rodzeństwu,Tomowi, Joann i Robowi.Co za rok, nie?Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnymPrologBig Sur, Kalifornia, 1967Mgła, gęsta i biała jak wata, otulała wybrzeże, falując leniwie na wietrze. Ktoś, kto nie wiedziało tutejszej komunie, nie domyśliłby się istnienia dwunastu niedużych domków na klifach ponadoceanem. Mgła nie była tu niczym szczególnym, lecz od siedmiu dni ani razu się nie przejaśniło.Jakbyśmy mieszkali w chmurach, mówiły dzieci. Dwadzieścioro dorosłych i dwanaścioro dzieci poomacku przemieszczało się z domu do domu; nie wiedzieli, czy trafili do siebie, póki nie znaleźli sięw środku. Rodzice przestrzegali swoje pociechy przed zabawą zbyt blisko urwiska, rano zaś, kiedymgła była najgęstsza, bardziej nerwowe matki nie pozwalały malcom wychodzić na zewnątrz.Pracujący w ogrodzie musieli się nisko pochylać, aby wyrywać chwasty zamiast młodych pędówbrukselki bądź sałaty, i niejeden mężczyzna trafił pod pretekstem mgły do cudzego łóżka – choćw komunie Cabrial, gdzie panowała zasada wolnej miłości, nikt nie potrzebował do tego wymówki.Tak, w trzecim tygodniu lata wszyscy mieszkańcy komuny mieli po trosze okazję zakosztować ślepoty.Mgła tłumiła również odgłosy. Nadal słychać było syreny mgłowe, ale brzmiały jak ściszonezawodzenie nie wiadomo skąd. Położenie oceanu wzbudzało podobne wątpliwości.Tylko jeden dźwięk przeszywał mgłę na wskroś. Urywane krzyki dobiegały z jednego z domów,a wtedy dzieci, w większości nagie, przerywały zabawę w chowanego i kierowały wzrok w tamtąstronę. Kilkoro z nich, te z natury wrażliwsze lub bardziej bojaźliwe, dygotało. Wiedziały, co siędzieje. Tutejsze dzieci były świetnie poinformowane. Wiedziały, że w domu numer cztery, Tęczy,Ellen Liszt rodzi.Na małej polanie z boku domu dziewiętnastoletni Johnny Angel rąbał drewno na opał. Na przekórmgle było ciepło, toteż zdjął bluzę i przewiesił ją przez balustradę rozchwianego ganku. Felicia,akuszerka, siedziała w środku z Ellen i gotowała sznurek oraz nożyczki na piecu, Johnny uznał więc,że przyda się podpałka, choć narąbał już na cały tydzień. Mimo to raz po raz unosił i opuszczałsiekierę, stukot go uspokajał. Mniej więcej co minuta przystawał i zaciągał się papierosemodłożonym na balustradę, czując, jak serce tłucze mu w nagiej piersi. Dłoń z papierosem drżała –z wysiłku, przekonywał sam siebie, ale wiedział, że chyba niekoniecznie. Wzdrygał się na dźwiękkolejnego krzyku i czym prędzej sięgał znów po siekierę w nadziei, że go zagłuszy.Kiedy to się skończy? Zgodnie z ich przewidywaniami, bóle zaczęły się na dobre w środku nocy,więc pobiegł – potykając się we mgle i ciemności – do chaty Księżycowej obudzić Felicię. Złapałatorbę z przyborami i wróciła z nim do Tęczy, po czym ująwszy dłoń Ellen, przemówiła do niejkojącym głosem. Johnny był wstrząśnięty widokiem Ellen w świetle latarni: wyglądała jak dziecko, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jakub791.xlx.pl