Charles R. Tanner-Tumitak i Spadek Starożytnych, E-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tumithak i Spadek Starożytnych
By Charles R. Tanner
Tłumaczenie kameleon61
WSTĘP
Trzy tysiące lat temu, pierwszy człowiek wyłonił się z wnętrza Ziemi i przeciwstawiał się dominującej rasie
Szelków. Wojna między tymi dwoma gatunkami, która nastąpiła później unicestwiła tę dziwna nieziemską
cywilizacje .Dziś jednak, po wiekach, nauka i archeologia są na takim poziomie że możemy odtworzyć
legendy o pierwszych ludziach którzy walczyli z tymi bestiami. Już teraz wielu czytelników może przeczytać
wersje starej legendy "Tumithak z Podziemnych Korytarzy," o pierwszym człowieku który przeciwstawił się
dominacji Szelków. O pierwszej podróży na powierzchnię, i podboju miasta Kaymak, już powiedziano.
Teraz po przerwie przechodzimy do innej historii. Po wydarzeniach związanych ze zdobyciem Szem
legendy są pełne magii i cudów, dlatego autor uważał, że najlepiej będzie jak pominie historię podboju
innych miast. Na początku Loorianie i ich sojusznicy podbili ich w sześć, w jaki sposób, możemy tylko
powiedzieć, że nie wiemy. Więcej niż prawdopodobne,jest że wykorzystali tą samej broń, którą użyli do
podbicia miasta Szem. W połączeniu z naturalnym elementem zaskoczenia, najcenniejszej "broni" w tych
dni.
Opowiedzenie historii o tej kampanii teraz stało się możliwe. Czytelnik musi sobie wyobrazić, że
minęło pięć lat od podboju miasta Kaymak, a Tumithak włada imperium o powierzchni dawnych terenów
Minnesoty.
ROZDZIAŁ I - Porwanie
Jak okiem sięgnąć, dziwne budynki miasta rozciągały się na wszystkie strony. Budynki te nie były wielkimi
kamiennymi konstrukcjami Złotego Wieku , ani metalowymi wieżami Szelków, ani nawet potężnymi
budowlami z tworzyw sztucznych naszego obecnego świata. Nie, te budynki były ciekawymi hybrydami z
tego co zostało po zniszczeniu miasta Szelków i z tego co ludzie znali ze świata podziemnego. Przez wieki
mieszkali w długich, podziemnych korytarzach a co bardziej naturalne, gdy przyszli do życia na powierzchni,
symulowali, w jak największym stopniu, sposób życia, który znali. Gdy upadły wieże Szelków zostały one
rozebrane,a ich ogromne, metalowe ściany pocięte na płyty. Z nich zbudowano długie, niskie budynki,
mierzące około piętnastu metrów wysokości i tyle samo szerokości. Wnętrza miały tak długie jak ich stare
korytarze. Niektóre z największych miał nawet boczne odgałęzienia, przypominając trochę współczesne
ulice. Lud, który po nich chodził znacznie różnił się od tego, który dziesięć lat wcześniej, pogrążony był w
strachu ,wiele mil pod powierzchnią. Starszym osobom trudno było wytrzymać ogromne zmiany w stylu
życia, większość więc nadal mieszkała w korytarzach, choć nie tak już głęboko pod ziemią. Młodsi dumnie
stąpali ulicami, wiedząc że mają lepszą broń od Szelków. Nie odczuwali strachu i niepokoju związanego z
kolejnymi wyprawami przeciw bestiom.
Pewnego dnia pod koniec zimy, nieznany człowiek, ubrany w grubą szatę biegł ze strachem w oczach
jedną z ulic, w kierunku centrum miasta. Dwa razy został zatrzymany przez przechodniów, którzy próbowali
dowiedzieć się, o co chodzi, ale za każdym razem mamrotał coś niezrozumiale, wskazując na zachód.
Podbiegł w końcu do budynku w który mieszczą się biura administracyjne miasta, ale przy wejściu został
zatrzymany przez strażników. Próbował wejść na siłę ale żołnierze przyparli go do ściany i powiadomili
swego przełożonego. Gdy przybył, zdyszany posłaniec odzyskał kontrolę nad sobą i udało mu się wyjaśnić
przynajmniej część wiadomości. Oficer straży wyciszony słuchał podekscytowany. Chwilę później wszyscy
trzej biegli w dół budynku do głównego biura. Doszli do drzwi z symbolem głowy Szelka . Funkcjonariusz
zapukał, sekretarz odpowiedział i po chwili zwłoki, weszli.
W pokoju przy biurku siedział młody energiczny mężczyzna koło trzydziestki ,choć miał już całkiem sporo
siwych włosów zmieszanych z rudymi. Nosił złotą opaskę wokół głowy,ubrany w niebieską tunikę i kurtkę
przerzuconą teraz przez oparcie krzesła. Zmarszczki na czole świadczyły o nadmiarze obowiązków, z
którymi musiał borykać się sam. Oficer otworzył usta by przemówić ale posłaniec już rzucił się do biurka.
-Yofric uciekł! Porwał naszą Panią i jej syna! Poleciał na zachód! Wziął numer„37-emkę”.
Człowiek zza biurka spojrzał pytająco na oficera. Posłaniec wykrzyczał słowa niezrozumiale na jednym
oddechu. Jego słuchacz nie pojął sensu . Oficer, prawie tak samo podekscytowany, próbował wyjaśniać
-Mój Panie -Yofric ukradł machinę latającą, porwał Tholure i jej syna. Jest w drodze na zachód. Przez
moment Tumithak z Loor stał oszołomiony. Potem blady drżąc z gniewu i niepokoju,odwrócił się i zaczął
wydawać rozkazy.
-Przygotuj statek numer „21” do podjęcia natychmiastowych działań, Luramo - rzucił do oficera.
-Zamontuj wielki dezintegrator i długi miotacz ognia z oświetleniem. Znajdź Nikadura i Datto i powiedz im
żeby przyszli tu natychmiast - rzucił do strażników.
- Znajdź Kiletloka i Domnika przyprowadź ich do mnie -
- Posłańcu dziękuje Ci wracaj do domu -
Wylecieli jakby się paliło. Tumithak niecierpliwie chodził tam i z powrotem. Potem przywołał strażników.
-Dawajcie moją broń. Krótki miecz i miotacz ognia. Trzy plecaki z żywnością oraz apteczkę.
-Wyślijcie wiadomość do Luramy że na pokładzie „21” muszą być dodatkowe energopręty -
Mężczyzna wybiegł wykonać rozkaz. Kiletlok był pierwszy na miejscu. Mężczyzna, tak wysoki i tak szczupły,
że musiał być innej rasy . I była to prawda, bo Kiletlok był Mogiem , rasą wyhodowaną przez Szelków w
czasie inwazji. Wyszkoleni do polowania na mieszkańców korytarzy, przez dwa tysiące lat intensywnej
hodowli upodobnili się do ludzkiego odpowiednika chartów. Kiletlok urodził się w Kaymak i jako dorosły
mężczyzna zaczął służyć Thumitakowi po tragicznych wydarzeniach opisanych we wcześniejszej historii.
Loorianin wyszedł z Kiletlokiem.
-Yofric porwał Tholure i mojego syna - warknął
- Masz rację boję się. Moje wiara w ludzi zasłoniła mi jego prawdziwy obraz. Kiletlok potrząsnął głową i
zmarszczył czoło i powiedział.
-Podejrzewałem go że był Mogiem -
-Przyznaję - powiedział Tumithak – Jego włosy mnie zmyliły były oczywiście farbowane. Zawsze był
wdzięczny i lojalny od kiedy znalazłem go, zamarzniętego w śniegu.
-Wysłali go właśnie w tym celu i wiedzieli że to zrobi - stwierdził Mog
-Masz rację. Moja żona i syn będą prawdopodobnie ich zakładnikami. Szkoda że cię nie posłuchałem,
jesienią ubiegłego roku. Ale to już przeszłość.
-Poleciał na zachód. Pomyśl gdzie, Kiletloku? -Kiletlok zamyślił się.
-Może do Kuch-klaki mój Panie , albo do Knek-hept . Nie ,bardziej prawdopodobne jednak że do Kuch-klaki.
Weszli porucznicy Tumithak, Nikadur i Datto, już wiedzieli. Thumitak zaczął nie dając im możliwości
powitania go.
-Wy dwaj będziecie musieli przejąć kierowanie miastem. Ja ścigam Yofrica dopadnę go i zabije. Uwolnię
moją żonę i syna choćbym miał spalić wszystkich Szelków .
Żołnierz wysłany przez Thumitaka wrócił z bronią , zapiął mu miecz i miotacz ognia.
- Przyjaciele, ty Nikadurze, będziesz odpowiedzialny za sprawy cywilne. A ty , Datto, zajmiesz się obroną
miasta i wojną z Szelkami. Nie wiem, jak długo mnie nie będzie, ale pewnego dnia, powrócę z moja żoną i
synem. Przysięgam !
-Kiletloku będę potrzebował twojej pomocy i wiedzy na temat Szelków -
Pośpiesznie wyszli z budynku udając się w kierunku lotniska. Tu spotkali sługę Domnika . Był o stopę
niższy niż jego kapitan , szczupły ,że same kości było widać. Jego skóra miała ciekawy niebieski odcień , a
jego głowa otulona była warstwami bandaży. Domnik był jednym z dzikich z Ciemnych Korytarzach, jego
przodkowie, mieszkali w wiecznej ciemności, żyli wieki, nie widząc światła dziennego. Mieli więc oczy bardzo
wrażliwe na światło .Nie do zniesienia było dla nich światło słoneczne lub księżyca. Tak więc, choć Domnik
mieszkał na Powierzchni , jego zmysł słuchu jak u nietoperza i wrażliwość na zmiany temperatury pozwalały
mu egzystować na równi z widzącymi. Pośpieszył za Thumitakiem i Kiletlokiem na lotnisko. Wsiedli
natychmiast do machiny latającej i wystartowali udając się na zachód. Lecielii przez ponad godzinę a
Tumitak opowiedział Domnikowi co się wydarzyło. Kiletlok ciągle obserwował horyzont w nadziei ujrzenia
zdradzieckiego Moga. Pan Miasta i Korytarzy wiedział, że porywacz będzie musiał przelecieć przynajmniej
trzy razy tyle, co jego terytorium, aby dotrzeć do najbliższego miasta Szelków więc zapewne poleciał na
zachód , by szybciej dotrzeć do Kuch-klaki . Wtem Kiletlok wydał dziki okrzyk, i wskazał na mały punkcik na
horyzoncie.
- To z pewnością „37-emka”- eksplodował Tumithak -Żaden inny statek w całym kraju nie leciał by z taką
prędkością .
Nie było sensu gonić Moga. Skierowali dziób statku bezpośrednio na porywacza. I powoli odległość między
dwoma maszynami malała. Tumithak i Kiletlok obserwowali kiedy ich statek będzie w zasięgu ich ognia. Nie
zauważyli reakcji Domnika a on był coraz bardziej niespokojny.
-Spójrz na prawo, Panie . Wyczuwam inny statek-
Tumithak obrócił się natychmiast, ale ostrzeżenie Domnika nadeszło zbyt późno. Maszyna była praktycznie
w zasięgu miotaczy wroga i choć Loorianin skoczył natychmiast do dezintegratora było za późno. Promień
miotacza uderzył w amunicje nastąpił wybuch gorąca rozprzestrzeniający się w kabinie.
ROZDZIAŁ II - Inna rasa
Niezrażony tym, Tumithak strzelił w silnik statku nieprzyjaciela . Już z zadowoleniem oglądał jak spadają z
wybuchającym łoskotem gdy fala uderzeniowa uszkodziła ich własne skrzydło. Lewe skrzydło nie działało a
„37 -emka” zaczęła spadać. Na szczęście nie było lepszego lotnika w całym kraju niż Kiletlok. Udało mu się
jakoś ustabilizować maszynę w powietrzu, a następnie znalazł miejsce z dala od drzew i bezpiecznie
wylądował. Wszyscy trzej byli trochę posiniaczeni, ale zwichnięć lub złamań kości nie było. Było to
terytorium Szelków, tego byli pewni dlatego zniszczenie dezintegratora było sprawą pierwszorzędna.
Dezintegrator odkryty męczeńską śmiercią Zar-Emo, kapłana Tainów, miał zdolność uwalniania całej energii
zgromadzonej w energoprętach. Tak długo, jak tylko ludzie posiadali tę tajną broń, mieli przewagę nad
Szelkami. Gdyby zdobyli ją wrogowie przyszłość byłaby straszna .
Rozebrali dezintegrator całkowicie, jak to tylko było możliwe. Domnik zasugerował by części zakopać
osobno w kilku miejscach z dala od siebie. Nie było praktycznie żadnej szansy, żeby Szelkowie znaleźli je
wszystkie i złożyli do kupy . Następnie po demontażu z miotaczami ognia ,wyruszyli do rozbitego statku
Szelków. Nie było daleko. Zbliżyli się szybko zastanawiając się czy Szelkowie na pokładzie są martwi. Nie
było jednak żadnych oznak życia.
-Domnik- powiedział Tumitak -Czy twoje uszy słyszą coś we wraku?
Domnik dał znak do milczenia, a oni wstrzymali oddech. Przekrzywił głowę na bok a jego cały umysł
skoncentrował się na słuchaniu.
-Ktoś oddycha- oznajmił po chwili -Ciężko, świszcząco jak przestraszony człowiek nie jak Szelk.
Tumithak i Kiletlok mrugnęli niepewnie.
-Myślisz , że to więźniowie- zapytał. Kiletlok wzruszył ramionami.
-Być może . Najlepiej, jak sami to stwierdzimy - odparł i śmiało pchnął drzwi do kabiny.
Tumithak spodziewał się wielkiego podmuchu ciepła z wnętrza statku ale było normalnie. Ze zdziwieniem
przywitali natomiast to co tam zastali. Stanowisko pilotów było kompletnie zniszczone. Dwa ciała Szelków
leżały kompletnie zmiażdżone i spalone , a w końcu kabiny odkryli poobijanego wciąż żyjącego człowieka.
Był to ogromny, gruby człowiek, tak wielki i tak okrągły, że Tumithak poznał go od razu. To był Esteta. Jego
rozmiar zdradził go zanim zauważył jego rzadkie złote włosy , zwisającą brodę oraz rozdarte potargane
jedwabne szaty. Tumithak pierwszy raz spotkał Estetów, podczas swojej historycznej wyprawy z Dolnych
Korytarzy Loor na Powierzchnie, przed dziesięciu laty. Grubi i głupi zajmujący się dekadencką sztuką
oszukiwani przez Szelków. Esteci byli niczym więcej jak bydłem ubojowym hodowanym dla mięsa i krwi.
Zazwyczaj byli trzymani w ekskluzywnych lochach , chociaż jeden lub dwa miasta, które Tumithak podbił
miały Estetów na Powierzchni. Esteta ukrył twarz w szatach, histerycznie płacząc na widok przybyszów.
Tumithak dał mu pogardliwego kopa w zad i kazał wstać. Kiletlok chwycił go za grube ramię i przytrzymał
na nogach.
-Dokąd poleciał statek?- spytał skąpo Tumithak. Gruby nie odpowiadał był spanikowany. Tumithak zadał
jeszcze parę pytań ale Esteta nie był wstanie odpowiedzieć. W geście obrzydzenia, Pan Szem i Kaymak
odwrócił się z zamiarem opuszczenia statku. Mog odepchnął grubasa powalając go na ziemię. Reakcja
Estety była zaskakująca.
-Nie zostawiaj mnie- zajęczał przeraźliwie ze strachu- Proszę, nie zostawiaj mnie! -
Tumithak warknął z niesmakiem, ale jego umysł analizował i zastanawiał się, czy stwór nie mógłby się do
czegoś przydać. Przecież Kiletlok, jeden z najbardziej zaufanych wojowników Tumithaka był Mogiem, który
był niezastąpiony a kiedyś ścigał ludzi. Teraz jest wiernym i cenionym pomocnikiem od prawie pięciu lat.
Może grubas nie będzie aż tak bezwartościowy . Zwrócił się do Domnika.
-Zabierz go i sprawdź czy można go uciszyć-myśli Tumithaka biegły teraz do żony i syna .
-Trzeba iść szybko jak tylko nogi dadzą ponieść-myślał -a w tle słyszał kojący głos Domnika starającego
uspokoić histeryczny płacz Estety. Wypadek maszyny zdarzył się popołudniu dlatego ciemność dogonił ich w
lesie kilka kilometrów na zachód od miejsca katastrofy. Wieczór był chłodny, a Esteta, dzwonił zębami nim
noc się zaczęła. Doświadczenie przywódcy, nauczyło go do rozwagi. Kazał zatrzymać się na noc. Zebrali
stos kijów i podpalili ogniem z miotacza i zasiedli do posiłku . Kilka suchych herbatników , jedzenie bez
smaku z koncentratu, jaki nieśli ze sobą. Spokojny głos Domnika uciszył skutecznie buczenie Estety. Tylko
od czasu do czasu ten się dławił.
-Nazywam się Lornathusia- powiedział w końcu na przesłuchaniu Tumithaka. Ale kiedy Tumithak
próbował się dowiedzieć, skąd przybył, napotkał na ścianę milczenia . Korytarze Estetów w których się
urodzili były dla nich całym światem, a legendy o cudach Powierzchni, gdzie mieszkał Święty Szelk były dla
nich wiarą w lepsze jutro.
-Całe moje życie- jęknął -to kult naszego Świętego Pana. Byłem synem rzeźbiarza i szedłem w jego ślady.
Osiem lat temu ojca wezwano na Powierzchnię. Obiecał mi, że jak będę dobrze pracował dołączę do niego
szybko a potem rozejrzał się z lękiem.
- Ale to tutaj nie wiem co to jest. Ja tego nie rozumiem-wyszeptał
- Uczono mnie, jak wszystkie dzieci mojego narodu, że miasta są ogromne, pałace Szelków są piękne jak
marzenia . Kiedy wczoraj nadeszła wiadomość że mamy być w transporcie na Powierzchnie byłem
szczęśliwy .Kiedy wyszliśmy z lochów na Powierzchnie, widząc dziwne wieże z metalu ,trochę byliśmy
zaskoczeni.
-A potem !- omal nie krzyknął z rozpaczy. Domnik znów uspokajał grubasa. Kiedy był gotowy, aby znów
mówić, Tumithak uprzedził go.
- Dobrze, wiemy co się stało dalej tłuszczu -powiedział-
- Szelkowie zabili twoich towarzyszy , upuścili im krew i przygotowali ich do spożycia . Ale dlaczego
oszczędzili Ciebie? Lornathusia wpadł w histeryczny płacz.
-Nie wiem . Ja nic nie wiem. Nic. Gdzie są wspaniałe pałace o których mnie uczono? Gdzie są moi bracia ,
ojciec i przodkowie, o których myślałam, że żyją tu szczęśliwie? Gdzie jest Święty Szelk którego czczą
nasze dzieła? Kim są te złe bestie które zabijają i pożerają ludzi.? Kim jesteście wy co zabijacie Szelków ?
Och, mój świat jest całkowicie zniszczony a ja jestem zagubiony w korytarzach demonów i szaleństwie.
Ukrył twarz w ramionach, ale Tumithak, gestem, nakazał mu słuchać.
-Słuchaj. Może nie jestem malarzem i rzeźbiarzem ale jestem człowiekiem i przyjacielem wszystkich ludzi.
-Szelkowie, zabili twoich ludzi którzy są teraz martwi w rozbitym statku-
- Słuchaj mnie teraz uważnie. Jestem Tumithak Pan Loor , Yakry i wszystkich Dolnych korytarzy. Jestem
wodze miasta Szem i opiekunem Tainów , zdobywcą Kaymaku i sześciu innych miast. W ośmiu miastach na
Powierzchni, zamieszkanych przez ludzi, nazywają mnie Panem i Wodzem-
Domnik siedział ze skrzyżowanymi nogami na zimnej ziemi, uważnie słuchając słów Pana . Kiletlok, którzy
słyszał już tą historie co najmniej kilkanaście razy, i znał ją prawie na pamięć, ale słuchał z szacunkiem.
Mówił o swoim dzieciństwie spędzonym w głęboko ukrytych lochach i korytarzach Loor, powiedział o
znalezieniu starożytnej księgi, która dała mu pierwsze pojęcia o tym, że ludzie kiedyś rządzili Powierzchnią i
walczyli z Szelkami. Opowiedział jak odbył długą podróż na Powierzchnię by zabić pierwszego Szelka i jak
zrealizował swoje marzenie. Opowiedział, jak jego ludzie wybrali go wodzem a on poprowadził ich na wojnę
z Szelkami zdobywając miasto po mieście , rozszerzając swoje terytorium. Opowiadał o dezintegratorach
broni skonstruowanej przez ludzi dającej im przewagę. Niewiadamo czy Lornathusia zrozumiał wszystko
,choć mówili tym samym językiem ale wychowani byli w innych warunkach. Tumitak zaproponował mu
przyłączenie się do niego ,ten chętnie zgodził się przyrzekając mu służbę . W ten sposób zdobył nowego
zwolennika.
ROZDZIAŁ III - Nocna Bestia
Tumithak zdał sobie sprawę, że jego przyjaciele potrzebują odpoczynku. Kazał im się położyć i odpocząć.
Sam siedział zadumany w ciemnościach, myśląc o żonie i synku .Wyczerpany Tumithak zasnął głęboko
zmęczony przeżyciami ostatnich parunastu godzin. Nagle coś delikatnie dotknęło jego plecaka w którym miał
żywność i leki . Z ostrym krzykiem wstał , istota, która go dotknęła była czworonożnym cieniem, który
skoczył ze skowytem z powrotem w gęsty las. Krzyk Tumithaka, w połączeniu ze skowytem zwierzęcia,
wystarczył, by postawić Kiletloka natychmiast na nogi. Obudził się również Domnik. Tumithak stał, wpatrując
się w cień, próbując przebić mrok. Kiletlok zwrócił lufę miotacza i trzymał w pogotowiu. Domnik wciągał
nosem powietrze i niecierpliwie słuchał. Po chwili usiadł trochę zdziwiony i zaczął jęczeć i podrabiając
odgłosy szczekania. Tumithak obniżył swoją broń i patrzył na niego ze zdziwieniem, gdy nagle mały
człowiek zerwał się i skoczył w kierunku w którym uciekło tajemnicze stworzenie. Kiletlok spojrzał na swego
pana z zakłopotaniem.
-A tego co opętało ?-zapytał
Tumithak wytężył słuch, starając się usłyszeć, co dzieje się w lesie. Przypomniał sobie stare czasy gdy
dawno temu, gdy po raz pierwszy prowadził Loorian i Yakran z najgłębszych lochów i korytarzy. Spotkał na
drodze na powierzchnie, niewidome dzikie czworonożne stworzenia, będące sojusznikami Szelków,
nazywane dzikimi psami. Zdał sobie sprawę, że zwierzę, które zbliżył się do niego to właśnie mogło być
ono.
-Wraca- powiedział nagle Kiletlok .
-To oni? -Tumithak bystro spojrzał na Moga. Słyszał odległy ruch w lesie. Później, ukazał się w Domnik niósł
ogromną chudą ,płową bestię ,najwyraźniej nie przerażony.
-To pies przywódca- powiedział- moi ludzie kiedyś też takie mieli .Od wieków żyły wspólnie z nami w
ciemnościach. Głód go zmusił do desperackiej próby zdobycia posiłku.
Tumithak spojrzał na stworzenia pogardliwie. Wyglądało żałośnie z obszarpanymi uszami , raną na jednym
boku z jakiejś niedawnej bitwy i żebrami prześwitującymi spod skóry. Gdy jednak Loorianin zajrzał głęboko
w jego oczy pogarda uschła i stopniała w sekundzie. Oczy istoty były duże, ciemne, i pełny wyrazu.
Wydawały się błagać o jakąkolwiek pomoc. Tumithak odwrócił spojrzenie od psa i powiedział do Domnika.
- Ta istota mówi oczami zamiast swoim językiem – powiedział- nie wiem czy ma jakąkolwiek wartość-
- Proszę zabierz go Panie- odpowiedział mały człowiek – A obiecuje ci, że umrze za Ciebie w zamian za
jedzenie i sporadyczne słowo pochwały. Zabierz go a nigdy tego nie pożałujesz-
Popatrzył z nadzieją na Pana Loor. To było wielkie wydarzenie, które nastąpiło w życiu Domnika od wielu lat.
A kiedy Tumithak dał swoją zgodę, szary człowiek padł na kolana i uścisnął szyje istoty przy wyciu i
gruchaniu ,Tumithak był pewny, że Domnik rozmawiał z bestią w jej własnym języku.
Domnik zaczął wyciągać coś z paczki i przed zdumionymi oczami Tumithaka, zaczął karmić istotę . Dał jej
znaczną część swego przydziału. Przesiedzieli kilka godzin a Domnik opowiedział historię o rzadkiej
lojalności i inteligencji istot . Gdy pojawiły się pierwsze ślady świtu , Tumithak i jego towarzysze zaczęli
kontynuować swoją podróż na zachód.
Przed popołudniem przebyli jakieś dziesięć mil i stawali się bardziej ostrożni, wiedzieli, że są już niedaleko
miasta Szelków. Ale to nie efektów ponieważ Szelkowie uprzedzeni przez Yofrica zdążyli już zastawić
pułapkę. Mog, gdy tylko przybył do Kuch-klaki, zrelacjonował bitwę, którą zobaczył w oddali. Szelkowie i
Mogowie przygotowali zasadzkę kilka mil na wschód od miasta. Okrążyli ich klekocząc i gwiżdżąc zaciskali
powoli pierścień a potem rzucili się na nich ze wszystkich stron. Tumithak i Kiletlok chwycili miotacze i
zaczęli beznadziejną obronę. Esteta, jak można się było spodziewać zakwiczał i rzucił się na ziemię i drżał
jak olbrzymia masa galarety . Pies warknął groźnie i już chciał skoczyć do przodu, jeżąc się ze złości. Bez
wątpienia, rzuciłby się na wroga i umarłby bezużytecznie pod ogniem miotaczy gdyby Domnik nie położył
swojej ręki na jego szyi i uspokoił go. Działanie Szelków było dziwne. Tumitak znał zwykłą metoda ataku
,teraz, jednakże, po raz pierwszy, zobaczył Szelków i Mogów, walczących ostrożnie. Nie rzucali się do
przodu, choć mieli przewagę ale szukali ochrony drzew i kamieni. Jeszcze dziwniejszy, było to że starali się
uniknąć sprawiania im bólu . On i Kiletlok bronili siebie i swych towarzyszy mężnie. Roztrzaskiwali drzewa
za którymi kryli się napastnicy i palili na popiół.
-Oni nie próbują nas zabić, Panie,?- Kiletlok wymamrotał zdziwionym tonem -Coś planują -
Tumitak przyłapał jednego z Szelków na wymachiwaniu nad swoją głową ciekawą bronią, która składała się,
z metalowej kuli na długim sznurze. Wysłał podmuch ognia w tę stronę patrząc z zadowoleniem na zwęglone
i palące się ciało Szelka. Wcześniej zobaczył jednak czym ten machał a potem usłyszał krzyk Kiletloka
oplątanego tym długim sznurem . Tuzin Szelków rzucił się na ludzi machając i rzucając sznurami. Tumithak
walczył ze sznurami owijającymi jego ciało. Na próżno próbował przeciąć je ogniem z miotacza , wydawały
się być zrobionym z jakiegoś włókna twardego jak kamień. Rzeczywiście utkane były z azbestu. Cała grupa
szybko znalazł się w rękach Szelków. Mogowie działali według precyzyjnego rozkazu. Ostrożnie spętali
więźniów ,nawet psa który ich pogryzł. Ktoś rozkazał im dostarczyć jeńców całych i zdrowych .Mogowie
wiedli ich przez lasy do miasta Kuch-klak.
Kuch-klak było średniej wielkości miastem, prawdopodobnie mające populację trzydziestu może
czterdziestu tysięcy mieszkańców. Kilka mil kwadratowych metalowych wież rosnących pod szalonymi
kątami, połączonymi linami, z ubogą roślinnością na ziemi. Pośrodku stała wieża gubernatora ,służąca jako
rodzaj budynku administracyjnego. Gubernator został poinformowany o przybyciu jeńców i zszedł w dół po
labiryncie lin. Klekocząc rozkazał rozwiązać ich, następnie odczekał kilka chwil by doszli do siebie. Tumithak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jakub791.xlx.pl